Tak jak ktoś zwraca się do kogoś we śnie
uśmiechając się jak dzwon, co właśnie
przestał bić, wyciąga przed siebie książkę,
i mówi: "Cała ta wulgarność
czasu, od epoki kamienia łupanego
aż po nasze dzisiaj, wraz z jego chińskimi knajpkami
i sprzeciwem na pokaz, jest jak życie
wobec życia, które jest ci dane. Noś je"
tak też i nam trzeba zejść z czarno-białych wysokości
z którymi się przyjaźnimy, bez sensu
odgrywając to, co przyjdzie nam powiedzieć
kiedy tymczasem obmywać nas będzie wspólne światło,
rozbrzmiewać będzie wspólna fikcja, a my będziemy się przesuwać
w kierunku celebracji. Z początku
mieliśmy w ogóle nie wychodzić z domu. Ale jakoś
ośmielił nas ten deszcz, w który weszliśmy jak w dym.
Teraz minęły lata. Nie
sposób już być dłużej młodym.
A jednak drzewo traktuje mnie przyjaźnie jak zwierzę;
to moje buty poraniły ścieżkę, na którą wszedłem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz